List
otwarty
do Profesora Andrzeja Rzeplińskiego
Rzecz o pryncypiach
albo o psuciu prawa
Panie Profesorze
Zastanawiałem
się długo, czy napisać do Pana i w jakiej to zrobić formie. Doszedłem do
wniosku, że forma listu otwartego będzie najbardziej właściwa, bo i rzecz,
której list dotyczy, ma charakter publiczny.
Ale, ad
rem:
Jestem
pełen uznania dla Pana postawy i niezłomnej obrony niezależności trzeciego
filaru władzy – władzy sądowniczej. Bez wątpienia Pana publiczne wypowiedzi i
zwarte w nich oceny otworzyły wielu ludziom oczy na przestępczą działalność
pozostałych, a aktualnie działających władz, to jest ustawodawczej i
wykonawczej. Słusznie Pan piętnował i czyni to nadal, te – niemające przecież
nic wspólnego z prawem działania, demontujące, a nawet wręcz demolujące system
prawny Państwa.
Jednakże
pamięć zmusza mnie do sięgnięcia w przeszłość i zadania Panu i sobie pytania:
Czy w
historii III Rzeczpospolitej (termin umowny, a nie prawny) nie zdarzało się coś
podobnego, nie tyle co do zakresu, ile co do treści i skutków społecznych i
politycznych?
Odpowiedź moja
brzmi – zdarzyło się. Zdarzyło się w 2010 r., kiedy to Trybunał Konstytucyjny,
którego był Pan znaczącym członkiem, uznał za zgodną z Konstytucją pierwszą ustawę, zwaną
dezubekizacyjną, a Pana stanowisko i głos przeważyły szalę na rzecz takiego
właśnie orzeczenia.
Zastanawiałem
się wówczas i czynię to do dziś, co skłoniło Pana, wybitnego prawnika i
naukowca do podeptania elementarnych zasad prawnych, fundamentalnych dla
systemu prawnego państwa demokratycznego, odwołujących się w swojej filozofii
do praw człowieka, pewności i niezmienności systemu prawnego, a także prawnego
bezpieczeństwa obywateli. Bo przecież my wszyscy, znacząca liczebnie grupa
zawodowa – byłych funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa państwa wraz z naszymi
rodzinami byliśmy i nadal jesteśmy tego Państwa obywatelami.
To jak
to właściwie jest, Panie Profesorze? Dlaczego odmówił nam Pan naszych praw
obywatelskich? Co Panem powodowało? Czyjaś namowa? Czy może jakieś, nieznane mi
zdarzenia dla Pana niemiłe, może krzywdzące, wynikłe z kontaktów z ówczesnymi
funkcjonariuszami aparatu bezpieczeństwa? Jeśli tak, to jestem w stanie Pana
zrozumieć, jako człowieka. Jednakże nie jestem w stanie zrozumieć Pana, jako
prawnika i konstytucjonalisty. Od człowieka Pana kalibru można byłoby oczekiwać
wzniesienia się ponad ewentualne krzywdy osobiste. Można byłoby spodziewać się
większego przywiązania do przestrzegania obywatelskich praw podstawowych.
Rzecz
jasna, jak wynika z przebiegu wspomnianego głosowania, nie był Pan jedynym,
który zaprezentował takie, a nie inne stanowisko. Ale to nie ci inni, a właśnie
Pan jest współcześnie symbolem obrony porządku prawnego.
No
więc, jak to właściwie jest, Panie Profesorze? Czy można bezkarnie wprowadzać
odpowiedzialność zbiorową? Czy prawo może działać wstecz? Czy można karać kogoś
bez postawienia mu zarzutów i bez przewodu sądowego zakończonego prawomocnym
wyrokiem tylko dlatego, że pełnił służbę na rzecz naszego wspólnego Państwa?
Czyżby zapomniał Pan o staropolskim neminem captivabimus?
Miałbym
do Pana jeszcze wiele pytań, ale mnożenie ich nie jest moim celem. Jest nim
natomiast zasugerowanie Panu zastanowienia się nad wałkowaną przeze mnie sprawą
orzeczenia o zgodności z konstytucją tejże bandyckiej ustawy zwanej śmiesznie
dezubekizacyjną.
Czy nie przychodzi Panu na myśl, że właśnie od tegoż
Waszego orzeczenia zaczęło się permanentne psucie prawa? Czy nie dali wówczas
Państwo sygnału różnym politykierom, że prawo można naginać i łamać w sposób
dowolny, zwłaszcza jeśli ma się takie możliwości parlamentarne?
Słusznie
Pan protestuje stanowczo przeciwko harcowaniu w prawie obecnej ekipy rządzącej.
Tylko pytam Pana nieśmiało: czy Pana współudział i zajęte przez Pana stanowisko
w nieszczęsnym głosowaniu nad przywoływaną ustawą, tych śmiesznych ludzików nie
rozzuchwaliło?
Gwoli
dodatkowych argumentów na rzecz krytycznej oceny tej pierwszej ustawy,
wzmocnionej przez obecną ekipę powtórką „z rozrywki”.
Spotykałem
się niekiedy z opinią, że przecież służby bezpieczeństwa państwa były
organizacją przestępczą, taką, jaką była Gestapo (Geheime Staats Polizei) i
wobec tego uzasadniona jest odpowiedzialność zbiorowa. Autorzy tych wypowiedzi
nie doczytali pewnie do końca stosownych opracowań historycznych. Otóż rzeczywiście
Trybunał Norymberski uznał niemiecką Gestapo za organizację przestępczą i jej
działalność została uznana za zbrodniczą. Jednakże jej funkcjonariusze nie
zostali uznani in gremio za zbrodniarzy
i zbiorowo ukarani. Jeśli któryś z nich popełnił indywidualnie zbrodnię i
zostało mu to udowodnione w normalnym procesie sądowym, to rzecz jasna na mocy
wyroku ponosił pełną odpowiedzialność za nią. Jeśli sąd nie był w stanie
udowodnić mu tej, czy innej zbrodni, uznawany był za niewinnego. W sprawach
emerytalnych był traktowany, jako urzędnik państwowy i stosowane wobec niego
były normalne przepisy.
W naszym przypadku
jest, jak Pan wie.
Poprzedni
ustrój, zwany obecnie obelżywie i bezzasadnie komunistycznym, rzeczywiście był
ustrojem dość dalekim od demokratycznych rządów prawa. W pierwszej fazie był
zdecydowanie totalitarny i represyjny, w późniejszej można określić go, jako
quasi totalitarny. Jednakże, nie odnotowuję w mojej pamięci aktów prawnych,
przynajmniej po 1985 roku, sankcjonujących działanie prawa wstecz. Notuję
natomiast stopniowe przechodzenie w sferze instytucji prawnych do demokracji
nie fasadowej, a realnej. Choćby powołanie instytucji Rzecznika Praw
Obywatelskich.
Na tym
tle działania służb bezpieczeństwa państwa, zróżnicowanych wewnętrznie co do
celów i zakresu działania, zatem niejednolitych, też można i – moim zdaniem,
należy różnicować i oceniać obiektywnie, a nie na zasadzie propagandowej. Mam
tu na myśli treść preambuły do pierwszej ustawy bandyckiej. Jest to bełkot i
naciąganie faktów dla potrzeb politycznych.
W moim
i nie tylko moim odczuciu powoływanie się na mityczną sprawiedliwość dziejową
jest tak samo moralne i logiczne, jak porównywanie demokracji socjalistycznej z
demokracją. Tyleż samo sprawiedliwości jest w sprawiedliwości dziejowej, co
demokracji w demokracji socjalistycznej. A może nawet jeszcze mniej.
I tak
na zakończenie:
Niektórzy
politycy, wywodzący się z prawdziwej opozycji z czasów PRL, tacy, którzy
czynami udowodnili swoją odwagę w walce o prawdziwie demokratyczną Polskę,
mieli również odwagę przyznać się do błędu, za jaki uznali uchwalenie pierwszej
bandyckiej ustawy. Co więcej, publicznie za to przeprosili nas – byłych już
funkcjonariuszy.
Ostatnie
już pytanie: i co Pan na to, Panie profesorze?
Ps.
1. Mam świadomość, że
obecna ekipa, która zawłaszczyła Państwo i opanowała prawie wszystkie jego
instytucje, może próbować wykorzystać ten tekst do kolejnych ataków na Pana.
Zaręczam – nie po to ten list napisałem. Napisałem go, aby przypomnieć Panu, że
my - nasza dawna grupa zawodowa ciągle, mimo upływu
czasu pamiętamy i do końca naszych dni będziemy pamiętać, komu zawdzięczamy
naszą nędzę materialną. I kto usiłował nam odebrać honor.
2. Może Pan być
pewien naszego dalszego wsparcia w walce o przywrócenie w Polsce rządów prawa.
My cięgle potrafimy odróżnić ziarno od plew.
List od Andrzej
Lizut
a.lizut@plusnet.pl
Przesłany poczta
Od modrzew0@onet.eu
Na dokładkę z mojego bloga ..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz