Najgorsze dzielnice przedwojennej Warszawy. Czy dzisiaj też bałbyś się pojechać tam po zmroku?
Dawna stolica to nie tylko brylowanie na salonach i przestępstwa w białych rękawiczkach. Prawdziwe zbrodnie rodziły się z nędzy, w dzielnicach, do których nawet za dnia strach było się zapuszczać. Nie można tam było ufać nawet dzieciom, wychowywanym przez ojców-złodziei i matki-prostytutki.
W opisach warszawskiego międzywojnia dominuje przekaz pozytywny i sentymentalny. Na jednym jego biegunie Wieniawa-Długoszowski i Skamandryci brylują w rozlicznych kabaretach. Na drugim owszem, są przestępcy, ale tacy we frakach – elegancko, w białych rękawiczkach otwierający bankowe sejfy. A jeśli już pojawia się jakiś prawdziwy zakapior z majchrem w dłoni, to taki żywcem wyjęty z Wiecha czy Grzesiuka. Cwany, charakterny chłopak, może łobuz, ale honorowy i w tym wszystkim sympatyczny.
Rzeczywistość była zupełnie inna i zdecydowanie bliższa opisowi meliny na Twardej. Życie przestępcze międzywojnia w większości tonęło w brudzie i biedzie. Zestaw: mąż-bandyta i żona-prostytutka nikogo nie dziwił.
Tylko ich wspólne dochody wystarczały na utrzymanie. Do budżetu dorzucały się zresztą także dzieci, gdy tylko podrosły na tyle, by móc kontynuować rodzinny proceder. Proces dziedziczenia fachu po rodzicach plastycznie opisuje bohater książki Łukasza Stachniaka „Czarny charakter”:
Dla wychowywanych w takich warunkach pokoleń przestępstwo stawało się czymś naturalnym. Na gwałtowny wzrost przestępczości nie trzeba było długo czekać. W ostatnich czasach, każdego niemal dnia padają ofiary krwawych napaści i rozpraw nożowych – referował stan warszawskich ulic J.J. Jego reportaż nie ma daty, ale statystyki mówią same za siebie. Nawet w dość spokojnym roku 1929 odnotowano w Warszawie oficjalnie 969 rozbojów. To mniej więcej trzy każdego dnia! Wcześniej, w 1924 roku było ich zaś aż dwukrotnie więcej.
Wiejskie chaty ustąpiły miejsca obskurnym już w momencie wybudowania ruderom. Pojawili się też napływowi robotnicy. Którzy niekoniecznie znajdowali w nowym mieście pracę. Już w 1918 roku liczba bezrobotnych sięgnęła 100 tysięcy. W 1921 roku było jeszcze gorzej – statystycznie na 100 robotników pracę miało jedynie 42.
Przyczyna przestępczości w robotniczych dzielnicach była wszędzie taka sama. Panowała w nich skrajna bieda,
Trudno uwierzyć, że tak kiedyś żyli bezrobotni mieszkańcy warszawskiego Żoliborza w przedwojennej Warszawie (źródło: domena publiczna).
Ale były też miejsca, przy których robotnicze dzielnice wydawać się mogły niemal rajem bezpieczeństwa i luksusu. Prawdziwe warszawskie slumsy – to Podskarbińska na Grochowie, baraki na Żoliborzu, Moczydło, ale przede wszystkim Annopol. W barakach wybudowanych podczas I wojny światowej mieszkały tam setki rodzin. Tak opisuje je Łukasz Stachniak:
Były na Woli miejsca,gdzie policja nie zaglądała, a o „sprawiedliwość” dbali sami gangsterzy.
W okolicach Targówka przedstawiał sie obraz dzielnicy, w której kwitła prostytucja, nie brakowało złodziei, szerzył się alkoholizm i choroby. Annopol, jak pisał, był dzielnicą ludzkiej beznadziei, dnem piekła nędzy miejskiej, gdzie policja wyławiała 13-14 letnie dziewczęta i bez skrupułów naznaczała piętnem czarnych książeczek. Jego relację uzupełniła w 1938 roku pisarka i reportażystka, Elżbieta Szemplińska-Sobolewska:
W 113 drewnianych barakach, mieszkało ok. 11 tysięcy bezrobotnych. Zdarzało się, że w jednym, niewielkim pomieszczeniu spało ponad trzydzieści osób! W takich warunkach zabójstwa, gwałty i złodziejstwo były raczej normą, niż czymś szczególnym, choć tak po prawdzie trudno sobie wyobrazić, co można był tym ludziom ukraść. Sprawców w każdym razie nikt nie szukał, nikt też nie prowadził statystyk. To właśnie były naprawdę złe dzielnice.
W 113 drewnianych barakach, mieszkało ok. 11 tysięcy bezrobotnych. Zdarzało się, że w jednym, niewielkim pomieszczeniu spało ponad trzydzieści osób! W takich warunkach zabójstwa, gwałty i złodziejstwo były raczej normą, niż czymś szczególnym, choć tak po prawdzie trudno sobie wyobrazić, co można był tym ludziom ukraść. Sprawców w każdym razie nikt nie szukał, nikt też nie prowadził statystyk. To właśnie były naprawdę złe dzielnice.
Taki obraz III RP nie mam zamiaru pokazywać -zamazano 45 lat POLSKI LUDOWEJ bo nie pasował do II RP ...
Cały materiał
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/03/23/najgorsze-dzielnice-przedwojennej-warszawy-czy-dzisiaj-tez-balibyscie-sie-pojechac-tam-po-zmroku/#3
Przedwojenna bezrobotna młodzież na fotografii „Światowida”. To spośród nich rekrutowały się zgraje młodocianych przestępców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz